czwartek, 22 czerwca 2017

Coldplay w Warszawie - czyli najbardziej kolorowy koncert na jakim byłam.

Dzisiaj przychodzę z luźnym, obiecanym przeze mnie w ostatniej notce postem na temat koncertu zespołu Coldplay, na którym miałam szczęście być w ostatnią niedzielę (18 czerwca). Był to zdecydowanie największy koncert na jakim do tej pory byłam. Odbywał się on na Stadionie Narodowym w Warszawie z okazji trasy "A Head Full Of Dreams Tour". Łącznie uczestniczyło w nim ok. 90 tys. osób. Niezła liczba, prawda?
Pojechałam tam z moimi rodzicami, którzy z resztą tak samo jak ja też są, można powiedzieć fanami Coldplay'a (nie jestem pewna czy tak to się odmienia :D). Bilety mieliśmy kupione na płytę i mimo, że pod stadionem byliśmy prawie 4 godziny wcześniej to i tak staliśmy mniej więcej w połowie niej. No ale co tu się dziwić skoro tyle osób chciało widzieć jak najlepiej, a ci, którzy stali w pierwszym lub drugim rzędzie od sceny podobno czekali ok. 12 godzin.
Przed samym Coldplay'em były dwa, można je uznać za supporty. Jeden z nich, to nawet nie jestem pewna czy zespół - Lyves, którego zupełnie nie znałam, jak chyba z resztą wiele osób, ponieważ jest on "początkujący", a drugi to piosenkarka Tove Lo, której kojarzyłam może ze dwie piosenki z radia.
"Rozpiska" tego koncertu z Instagram'a zespołu Coldplay.
Szczerze mówiąc te supporty nie za bardzo mi się podobały. Może dlatego, że po pierwsze piosenki przez nich grane nie do końca mi przypasowały, jak dla mnie były trochę zbyt wolne i takie nie "koncertowe", po drugie o godzinie ich występów na dworze jeszcze się nie ściemniło i nie było tej atmosfery, widocznych świateł itd., a po trzecie na supporty widocznie nikt jeszcze nie pomyślał, żeby odpowiednio ustawić dźwięk i był on tragiczny, dosłownie nie dało się wyłapać żadnych słów z piosenek, na szczęście do głównego koncertu wszystko już zostało "naprawione". W każdym razie mimo, że występy przed Coldplay'em nie za bardzo mnie ujęły to i tak doceniam starania tych artystów, bo nie łatwo być takim początkującym, ale przecież każdy jakoś tak zaczyna.
Tutaj nie najbardziej korzystne, moje zdjęcie przed stadionem :D.
No ale może przejdźmy już do samego Coldplay'a, bo chyba to najbardziej wszystkich interesuje. A więc zespół wyszedł równo o godzinie 20:45, tak jak było to zapowiedziane. Pierwszą piosenką było A Head Full Of Dreams i od samego początku atmosfera była cudowna. Po bokach sceny wybuchały fajerwerki, unosił się dym i wystrzeliwało confetti we wszystkich kolorach, które później leciało w tłum. Zrobiłam parę nagrań, ale niestety mam trudności z ich wstawieniem tutaj, niektóre z nich są jednak na moim Instagram'ie i Facebook'u, na które to serdecznie zapraszam. A wracając do koncertu, jednak najładniej zrobiło się, gdy na dworze zdążyło się ściemnić, bo właśnie wtedy zaświeciły się bransoletki, które każdy dostawał przy wejściu.
O właśnie tutaj na zdjęciu z mojego Snapchat'a (julia.spalinska) mam już założoną tę bransoletkę :).
To był na prawdę piękny widok, 90 tys. kolorowych, sterowanych, tak aby współgrały z muzyką, lampeczek rozświetlających cały stadion.
No tutaj oczywiście nie wygląda to tak pięknie :D
Nie pamiętam, podczas której, ale podczas jednej piosenki wypuszczono na tłum wielkie, kolorowe balony. Ludzie kiedy skakali i podnosili ręce do góry odbijali je i "latały" one na wszystkie strony i właśnie nagranie z tą piosenką jest na moim Instagramie (julia.spalinska). Tego wszystkiego było tak dużo, tak wiele kolorów, świateł i dźwięków, że dosłownie nie wiadomo było gdzie patrzeć. Koncerty Coldplay'a to takie można powiedzieć show, ale oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu. Muzycy oprócz wyjścia i tylko zagrania oraz zaśpiewania zadbali jeszcze o to, aby coś się działo i na prawdę im się to udało, a doznania widza w trakcie takiego występu są na prawdę niesamowite. Chociaż nie chcę nawet o nim wspominać, to był jeden minus jednak może on zostać usprawiedliwiony. Chodzi mi tu o słabą widoczność jaką miałam. Właściwie widziałam tylko pół telebimu, na którym wyświetlany był Chris Martin. Raz udało mi się zobaczyć go i resztę zespołu, że tak powiem "na żywo", gdy stali oni na wybiegu, a mój tata wziął mnie na chwilę na barana. W każdym razie co tu się dziwić skoro było tam tyle osób, ja mam 156 cm wzrostu (tak wiem, że mało), a ci co byli na początku czekali tyle czasu. I tutaj związana z tym moja jedna rada. Jeżeli, tak jak ja nie jesteście tak zdesperowani żeby czekać 12 godzin to na prawdę odpuśćcie sobie przyjeżdżania 4 godziny wcześniej i stania w połowie płyty tak jak ja. Bo moim zdaniem lepiej przyjechać sobie później, nie czekać aż tam tyle i stanąć sobie nawet na końcu płyty bo jestem pewna, że tak samo nie widać z końca jak i ze środka :D. Nie wiem nawet czy stanięcie na końcu nie byłoby lepszym wyjściem, bo w pewnym momencie koncertu wybieg został wysunięty wgłąb tej płyty, tak że ludzie, którzy stali na końcu niej przez trochę byli najbliżej muzyków.
Podsumowując ten jakże długi post. Koncert Coldplay był największym, najbardziej kolorowym, najbardziej emocjonującym i zdecydowanie najlepszym koncertem na jakim byłam. Jeżeli jesteście fanami tego zespołu zdecydowanie polecam wam się wybrać na jakiś przy następnej okazji. Jest to niezapomniane i na prawdę wspaniałe przeżycie. Mam nadzieję, że będzie mi dane jeszcze pojechać na tak wspaniałe koncerty Coldplay'a jak i innych zespołów. Jeszcze na koniec chciałabym oczywiście zaprosić na moje social media, do których linki są po prawej stronie, obok archiwum bloga, bo to co tutaj wstawiłam to jedynie namiastka tego co jest tam, a już w ogóle namiastka prawdziwych przeżyć podczas oglądania koncertu na żywo. Mam nadzieję, że mimo tego, że post jest dosyć długi to zostanie mile odebrany, bo na prawdę trochę czasu nad nim spędziłam. A i jeszcze życzę wszystkim miłego zakończenia roku szkolnego i udanych wakacji! Nie martwcie się podczas nich posty dalej będą się pojawiać ;).

Julia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz